„ Jak się tak leży godzinami w nocy, to myśleniem można zajść bardzo daleko i w bardzo dziwne strony, wiesz”… Stanisław Lem
CCC – 31.09.2018r.
Courmayeur, Champex, Chamonix
Marzenia z 2015 roku się spełniły. Wizja startu w trzech głównych biegach górskich w ramach UTMB w Chamonix (TDS,UTMB,CCC) została wcielona w życie, ale…
Planowaliśmy z Rychem wspólny start w CCC. Miał to być sentymentalny powrót do Chamonix, w którym z Rychem, Marianem i nowo poznanym Kamilem wystartowaliśmy w ultramaratonie TDS. To był mój pierwszy, wielki bieg. Rychu z Marianem mogli pochwalić się przebiegnięciem ponad 100 maratonów. O osiągnięciach Kamila nic nie wiedzieliśmy. Jest skromnym facetem i raczej woli działać niż opowiadać o sobie. Pasjonującą była walka z alpejskimi szczytami na trasie TDS. Upłynęły trzy lata a niektóre z podejść dokładnie pamiętam. Ogrom wrażeń jakich dane mi było przeżyć podczas tego startu wpisało się głęboko w moją pamięć. Miałem nadzieję, że podobne doznania staną się udziałem Cinka, startującego po raz pierwszy w Alpach i to w TDS!
Przygotowania ruszyły pełna parą. Od jesieni 2017 wszystko szło prawie dobrze. Jak zwykle nie obyło się bez kontuzji, upadków z drabiny(Cinek), bolących kolan. Tuż przed startem zdarzyła się katastrofa. U Rycha stwierdzono poważną kontuzję barku, która uniemożliwiała jego start. Złapałem doła. Rysiek pewnie większego. Do dzisiaj uważam, że bez szkody dla zdrowia pokonał by trasę CCC. Przecież pokonał IRONMANA z niesprawna dłonią, honorowo rezygnując z łapki. Ukończył triathlon z ropniem na paluchu. Wtedy musiał wyciąć dziurę w bucie, żeby zmniejszyć przeszywający stopę ból. Cóż, widocznie tak miało wyglądać pożegnanie z UTMB. Świadomość upływającego czasu i ilość miejsc, w których chciałbym jeszcze być, zmusza mnie do selekcji planowanych biegów. Biegiem CCC żegnam się z Chamonix.
Po ultramaratonie na Istrii miałem dwumiesięczną przerwę w treningach. Znowu odezwało się kolano. W lipcu rozpocząłem przygotowania od ciężkich, trzydniowych treningów w Tatrach Słowackich. Dały mi one wiarę w własne możliwości. Pewność, że o ile nie złapię kontuzji, dam radę. Podczas jednego z treningów na Sławkowskim Szczycie spotkałem Stefana Karaka. Sympatyczny słowacki biegacz tchnął we mnie nową energię. Stefan (II miejsce na UTMB w kategorii 60+) w ramach treningu co tydzień wbiega na Sławkowski. Ciągle startuje w zawodach. Swoją przygodę z bieganiem opisał w książce „ Ako som prekonal sam seba”.
Dodatkowo przed wizytą w Chamonix trzy dni trenowaliśmy w Val Thorens. W miejsce Rycha pojechał z nami Kuba. W ramach przygotowań dwa razy weszliśmy z Dorotką na wysokośc ponad 3000 metrów. W tym czasie Kuba łapał moc biegając po okolicznych trzytysięcznikach. To był wspaniały pobyt w górach. Przyjechaliśmy, padało. Wychodzilismy w góry, pojawiało się słońce. Wracaliśmy do hotelu, padało. Z Val Thorens udaliśmy się do Chamonix, gdzie spotkaliśmy się z Kasią, Cinkiem i Kamilem. Zespół biegaczy wraz z supportem był w komplecie, gotowy do startu w festiwalu UTMB. Startowaliśmy w trzech różnych biegach. Kamil w UTMB, Cinek w TDS a ja w CCC.
Poza biegiem, główną atrakcją w Chamonix dla Kasi i Marcina miał być wyjazd kolejką na Aiguille du Midi. Tam Cinek planował zdobyć aklimatyzację na wysokości 3840 m. Niestety ze względów technicznych czynny był odcinek tylko do pierwszej stacji. Na szczęście pogoda dopisywała i w ramach rekompensaty mogliśmy wjechać kolejką na Planpraz. Z Planpraz prowadzi piękna widokowo trasa na La Brevet. Po drodze wykonaliśmy sesję zdjęciową zamówioną przez poczytne magazyny biegowe takie jak: „ Luzackie tempo”, „Musi boleć” czy „ Z żelem w trupa”.
Cinek startował z Courmayeur. TDS to jeden z cięższych biegów jakie przebiegłem. Do 50 kilometra trasy jest ciężko a potem jeszcze ciężej. Cinek od startu biegł szybko a może nawet za szybko. Przepak w Bourg St-Maurice osiągnął po 8 godz. 46min. Wyglądało, że chce zejść poniżej 20 godzin. Siła była, ale kolana odmówiły mu współpracy. Przezwyciężając ból dotarł do mety w czasie 28 godzin.
CCC to bieg na dystansie 101 kilometrów z przewyższeniem około 6100 metrów. Limit czasowy na ukończenie biegu wynosi 26godz. 30 min.
Trasa CCC nie budzi lęku, jeżeli wcześniej przebiegło się UTMB czy TDS. Jednak nie warto lekceważyć tego biegu. Już na pierwszym podejsciu z Courmayeur, napotykamy na wysokosci około 1750m „wąskie gardło”.
skok zmusza do zatrzymania. Trzeba czekać kilkanaście minut w kolejce, aby go pokonać. Nogi rwą się do przodu a tu stop. Wysoko na stoku widzę poruszających się szczęśliwców. Zator mają za sobą. Bardziej praktyczni wykorzystują kolejkowy czas na sikanie. Są też tacy, którzy próbują cichaczem przemknąć do przodu. Czujność ultarsów jest duża. Natychmiast rozlega się buczenie, które słyszałem jeszcze na wysokości 2300 metrów. Znak, że na uskoku dalej kombinują.
Wrócę jednak na start. Courmayeur. Piekna włoska miejscowość położona u stóp Masywu Mont Blanc jest miejscem staru dwóch biegów TDS i CCC. Dojechaliśmy tu autobusami organizatora 11 kilometrowym tunelem pod Aiguille du Midi (choć tunel nazywa się Mont Blanc).Po dotarciu do Courmayeur doświadczeni biegacze pierwsze kroki kierują do kibla. Była? To jedno z częściej zadawanych przez biegaczy pytań przed startem.Widzieliście kurę po zniesieniu jajka. Puszy się i głośno gdacze z wyższością rozglądając się dookoła. Przyjechałem pierwszym autobusem. Wychodząc z WC patrzyłem na kilkudziesięcioosobową kolejkę. Wiedziałem, że jestem krok przed nimi, że nie wszyscy zdążą. Była…
Wiem co piszę. W 2015 roku staliśmy tu z Rychem i Marianem przebierając nogami w długiej kolejce. Ledwo zdążyliśmy na start TDS. Dzisiaj byłem pierwszy do kibla i pierwszy w sektorze startowym.
Wszystko szło dobrze. W 2016 roku po skręceniu stawu skokowego właśnie w Courmayeur rozważałem zejście z biegu UTMB. Dzisiaj z Courmayer, w pełni sił wyruszałem w 100 km trasę CCC. Wiedziałem, że jeżeli nic nie zchrzanię, zmieszczę się w limitach. Startowaliśmy falowo, w trzech grupach co 15 minut. Dość szybko po starcie zaczęliśmy się piąc asfaltowymi uliczkami Courmayeur. To jest odcinek, gdzie jeszcze swobodnie można wyprzedzać zawodników. Po osiągnięciu 1700 metrów wysokości wyprzedzanie staje się praktycznie niemożliwe. Jak opisałem wcześniej, od przewężenia biegnie wąska ścieżka w górę. Po bokach wysokie trawy. Postanowiłem pokornie trzymać się grupy. Na wysokości około 2200 metrów spotykałem Mariana. Miał kryzys, ale byłem pewien, że facet który przebiegł 200 maratonów szybko się pozbiera. Po pokonaniu wzniesienia (2538m) rozpoczyna się piękny widokowo zbieg do schroniska Bertone.
Na tym odcinku dołączył do mnie Mikołaj („Pan Wuefista” na FB), nauczyciel WF z pasją uczenia. Takich ze świecą szukać. Mimo, że biegł rytmem, o którym mogłem tylko pomarzyć, postanowił biec ze mną. Co ciekawe, biegnąc UTMB w okolicy schroniska Bertone spotkałem fajnego biegacza z Francji. Przyłączył się do mnie i razem dobiegliśmy do Champex-Lac. Tam się rozstaliśmy. Nie bardzo rozumiał, że chcę spędzić godzinę na pogaduszkach z żoną i odpocząć. Jak tu nie pogadać, gdy na zawodach Dorotka podąża za mną autobusami dzień i noc. Czeka na punktach i udziela wsparcia. Wydaje mi się, że jest to bardziej męczące od biegania. Powinni rozdawać medale dla supportu za pełne objechanie trasy.
Z Mikołajem nadawaliśmy na podobnych falach i nie ukrywam, było mi przyjemnie pokonywać z nim trasę. Co jakiś czas proponowałem mu, żeby mnie opuścił i biegł szybciej. Planował ukończyć bieg w czasie poniżej 22 godzin i widziałem, że ma potencjał, aby to marzenie zrealizować. Minęliśmy razem schronisko Bonattiego, Arnuvaz. Col du Ferret, ostatni bastion przed Champex-Lac pokonaliśmy szybko. Tak jak lubię. Bez zatrzymania w równym tempie i rytmie. Po drodze tankowaliśmy zupki w La Fouly. Tam na Mikołaja czekała niespodzianka. Gdy weszliśmy do namiotu, wyświetlono dla niego film z życzeniami nagranymi przez bliskich. Mikołaj bardziej się spocił, albo poleciała łezka. Sprawnie dotarliśmy do Champex-Lac. Byliśmy 3 godziny przed zamknięciem bramki. Nie miałem wątpliwości, że Mikołaj ukończy bieg poniżej 22 godzin. Rozstaliśmy się i zostałem na punkcie z Dorotką. Dobrze, że była. Pociągnąłem ze starego bidona takie coś, że jak to piszę znowu mi niedobrze. Dorotka robiła co mogła, żeby przywrócic mnie do życia. W końcu domowy rosół uratował na jakiś czas sytuację. W Triencie nie mógł bym zjeść nawet pierogów ruskich. Kto mnie zna, to wie co to znaczy. Cały czas miałem wrażenie, że zwymiotuje. W końcu wrażenie zamieniło się w rzeczywistość. W Valorcine dotarłem już w dobrym nastroju, którego nie zmąciła decyzja organiztora o zmianie trasy. Powodem był śmiertelny wypadek alpinisty w rejonie naszego szlaku. Nowy odcinek był do kitu. Masa krótkich zejść i podejść po dużych kamolach.Wylądowałem w wieloosobowym tramwaju na trudnym technicznie przejściu do Fleger. Od Fleger przyśpieszyłem i zacząłem wyprzedzać grupki biegaczy. Oczywiście to nie był szybki bieg „w trupa”. Nie jestem typem fightera, który pokonuje znaną maratończykom ścianę i walczy czołgając się do mety. Tylko w domu spotkałem się ze ścianą na zakończenie dobrej imprezy. Cieszył mnie zbieg do Chamonix. Straciłem czujność i nie zauważyłem zmiany kierunku trasy. Zgubiłem się. Musiałem wracać 500 metrów żwirówką do góry. Dalej poszło już gładko. Dobiegłem do mety w czasie 22 godz. 56 min. Po TDS i UTMB ukończyłem CCC. Marzenia się spełniły. Godziny były ranne więc podobnie jak na TDS przywitało mnie tylko kilku dopingujących i filmująca Dorotka. Sam bieg w górach jest wspaniałą przygodą, ale przekraczanie mety ma coś w sobie symbolicznego. Coś, co długo pozostaje w pamięci. Szczególnie, gdy meta zlokalizowana jest w Chamonix.
Ja już wypoczywałem a Kamil biegł UTMB.
Z tego artykułu aż bije rześkość i siła, emanująca na startujących spod najgłębszych czeluści lodowca Mont Blanc. Aż chce się tam być, odetchnąć pełną piersią alpejskiego powietrza i poczuć klimat sportowej rywalizacji….
Gratuluję determinacji, siły i zaparcia by ukończyć wszystkie trzy biegi organizowane w cieniu Białej Góry…. A wiem że jest to nie lada wyzwanie…
No, ale jest jeszcze PTL. Widzę, że na ten start musimy jeszcze poczekać?
PTL niech czeka na wnuki!