Swoją górską przygodę rozpocząłem w okresie przedszkolnym, w momencie, w którym św. Mikołaj przyniósł mi narty (czerwone BOBO – paskami przypinane do zwykłych butów) i bambusowe kijki. Lata mijały, sprzęt się zmieniał, stoki rosły od trzeciej miedzy, poprzez północny na Górze Cmentarnej do Magury i Kasprowego włącznie. Mój kontakt z górami ograniczał się właściwie tylko do zimy. Dopiero szkoła średnia a właściwie nowi koledzy otwarli mi oczy… Nastąpiło szybkie nadrabianie zaległości turystycznych. Beskid Niski i Sądecki, Bieszczady, Małe Pieniny, Tatry i w końcu kurs wspinaczkowy w KW Nowy Sącz. Moja legitymacja klubowa nosi numer 013 i zdjęcie w niej pokazuje ile to już minęło lat. Moment, w którym rozpocząłem przygodę z górami zadecydował o całym moim późniejszym życiu. Na początku wspinaniu podporządkowałem wszystko. Były więc skałki i góry, panel i wspinanie w zimie. Odwiedziłem skalne i górskie rejony w Słowacji, Czechach, Węgrzech, Ukrainie, Niemczech, Francji, Hiszpanii, Luksemburgu, Austrii, Chorwacji, Włoch i Maroka. Lubię zarówno wspinanie na panelu jak i w skałach, latem i zimą. Ostatnio proporcje się trochę zmieniają na rzecz roweru górskiego i nart turowych. A tak w ogóle to najważniejsze jest dobre towarzystwo.