Moja przygoda z górami rozpoczęła się w latach sześćdziesiątych od kilku wycieczek w Beskid Sądecki. Następnie poznałem Pieniny, Beskid Śląski, Żywiecki, Bieszczady, Sudety, Tatry. W 1984 roku wstąpiłem do GOPR Grupa Krynicka, sekcja nowosądecka, gdzie nadal aktywnie działam. Chodzenie po górach stało się moją pasją i ta pasja trwa do dzisiaj. W Tatrach zatrzymałem się trochę dłużej. Początkowo były to przejścia szlakami turystycznymi tatr polskich i słowackich, następnie wejścia na poszczególne szczyty. Poważniejsza zabawa zaczęła się w końcu lat siedemdziesiątych po wstąpieniu do Klubu Tatrzańskiego przy PTTK w Nowym Sączu i ukończeniu kursu skałkowego w Dolinie Kobylańskiej. Możliwości jakie dawał Klub Tatrzański nie satysfakcjonowały mnie. W 1982r. wraz z moimi kolegami , podczas nielegalnego zebrania , podjęliśmy decyzję dotyczącą założenia Klubu Wysokogórskiego w Nowym Sączu. Przez kilka miesięcy z wielkim trudem tworzyliśmy statut. Dopasowywaliśmy wyrazy, przecinki i kropki, aby spełniał on ówczesne wymagania. Powstanie Klubu Wysokogórskiego zwiększyło możliwości poznawania innych gór poprzez kontakty z klubami w innych krajach europy. Tak wyjechaliśmy wspinać się w rejonie Aktelek ( góry Bukowe) naWęgrzech. Dwukrotnie wyjechaliśmy do Szwajcarii Saksońskiej poznając między innymi rejon wspinaczkowy Falkenstein, Lokomotive z wspaniałymi piaskowcowymi ostańcam. Wspinaliśmy się w Bułgarii w górach Riła (Maliowica , Kukłata, Zły Ząb).
W 1986 nastapiło pierwsze spotkanie z Himalajami, górami znanymi wcześniej tylko z przeczytanych książek. Niezapomniane wrażenie, zauroczenie wspaniałymi widokami. Doświadczenia górskie zdobyte wcześniej okazały się zbyt małe. Brakowało nam dokładnych map i innych współczesnych gadżetów , aby choć w niewielkim stopniu bezpiecznie poruszać się po Himalajach. Plonem wyjazdu było więc kilka bezimiennych zaśnieżonych szczytów (+ – 5000mnp) w rejonie Manali , Darcia.
Spotkanie drugie to rok 1987 maj. Tym razem Srinagar rejon Zanskar. Było to w czasach przed globalnym ociepleniem i przełęcz o tej porze roku ( Zoji La) była nieprzejezdna. Zmianie uległy więc wcześniejsze założenia . Propozycja obejścia nieprzejezdnej przełęczy ( brak terminu otwarcia ) okazała się wyprawą i zajęła prawie cały planowany czas (23 dni) Wspominam wspaniałe trzy długie, zasypane śniegiem odludne doliny, przełęcze w granicach pięciu tysięcy metrów a obok trasy przejścia nieco wyższe szczyty (Chandawari – Matayin). Plonem wyjazdu było kilka nienazwanych szczytów, poznanie nowego rejonu, oraz doświadczenia w ocenianiu odległości, gdzie tatrzański kilometr w Himalajach jest jakby „ nieco” dłuższy.
Rok 1988 zaowocował dwoma wyjazdami . Pierwszy to Maroko , Atlas Wysoki . Trasa biegła z Imlil do schroniska Neltnera , a następnie na Toubkal (4167). Toubkal zrobiliśmy drogą normalną oraz wspinając się jego zachodnim żebrem .
Następny ambitny cel to szczyt powyżej 6100 m.w okolicy przełęczy Shingo La (5090) na północ od Darcha .Oczywiście Himalaje! Wyjazd w rejon Lahaul i Spiti. I tym razem Himalaje okazały się silniejsze . Po kilku dniach karawany na drodze podejścia zauważyliśmy posiane tu i tam zamarznięte zwłoki koni , resztki bagażu ,to co pozostało po wracającej z gór wyprawie indyjskiej . Została ona dosłownie zasypana opadami śniegu. Pomimo starań, jednak bez nadmiernego ryzyka nie udało się zrealizować celu, wyjścia na szczyt sześciotysięczny. I znowu okoliczne szczyciki , przełęcze i do domu . Może to zbyt małe doświadczenie i determinacja, nieznane rejony , brak w miarę dokładnych map nie pozwoliły, abym wszedł gdzieś wyżej .Pomimo to wyprawy te dały mi trochę doświadczenia, pozwoliły zobaczyć małą cząstkę Himalajów , poznać ludzi, ich kulturę i sposób życia, lepiej poznać problemy związane z poruszaniem się i przebywaniem w górach wysokich.
Nie zostawiłem jednak beskidzkich szlaków i tatrzańskich ścian , wspaniałych wąwozów Słowackiego Raju oraz innych pasm górskich jak w Chorwacji gdzie wspaniałe ściany Aniczy , Debeli Kuk pozostawiły niezapomniane wrażenia estetyczne i wspinaczkowe .
Następną moją pasją są narty, z którymi związany jestem tak długo jak z chodzeniem po górach . Nie brałem ich ze sobą tylko w Himalaje. Od kilku lat razem z grupą bardzo dobrych znajomych zaczęliśmy omijać stoki narciarskie i sprawdzamy jak wyglądają zimą szlaki turystyczne i bezdroża Beskidów, Bieszczad , Pienin i Tatr. Na jednej z takich zimowych skiturowych wycieczek, gdy wiatr i śnieg skutecznie studził ekstremalne zapędy , zatęskniliśmy za ciepłymi górami. Owocem tej tęsknoty był wyjazd do Maroka, w góry Atlas. W 2007r., po dwudziestu latach, znowu odwiedziłem Marakesz , Imlil, Neltner. Tym razem weszliśmy na Imouzzer 4010 m ,Toubkal 4167m , Toubkal West 4036m ,Timesguida 4089, Ras-n- Ouanoukrim 4083m.Nie powiodło się z braku czasu, wejście na Afella –n-Ounaoukrim 4043m i Akioud 4030m.Dotarłem tylko na przełęcz Tizi Afella 3900m. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, iż wyjazd trwał w całości dziesięć dni . Te dwa niezdobyte szczyty zostawiam na później.
Przyszedł rok 2010 i znowu Himalaje. Tym razem Ladakh i miejscowość Leh- stolica regionu. Inne czasy, inne góry, inni ludzie a mimo to wspaniale. Najpierw powoli jak żółw ociężale okoliczne cztero i pięciotysięczniki . Zjazd rowerem z Kardung la 5340m. do Leh 3500m. 40km miejscami pełnego luzu i frajdy. I wreszcie po osiągnięciu aklimatyzacji przyszedł czas na szczyt Stok Kangri 6134m. Poddał się, ale nie bez walki. Kilka dni przed przylotem do Leh niespotykane w tym rejonie burze zniszczyły drogi ,mosty, wodociągi , linie energetyczne i co tylko spotkały na swojej drodze. W wyższych partiach gór opad śniegu utrudniał poruszanie. Nie przeszkodziło nam to jednak w osiągnięciu celu- zdobycia sześciotysięcznika. Można było spokojnie wracać do domu, aby po odpoczynku planować ciąg dalszy.