Od pewnego czasu pojawiały się u mnie oznaki zbliżającej się ” kopy”. Skracały się odstępy między kolejnymi kontuzjami a urazy stawały się coraz bardziej spektakularne. W wieku 60 lat stanąłem na starcie najtrudniejszego wyzwania w krótkiej, biegowej karierze – Andorra Ultra Trail. Veteran 3 to od teraz moje drugie imię.
Muszę się pochwalić, że przed startem w Andorra Ultra Trail Vallnord o Andorze słyszałem. Była to cała moja wiedza o tym uroczym, niezależnym,demokratycznym i parlamentarnym współksięstwie (współksiążęta: biskup katalońskiej diecezji Urgel oraz prezydent Francji). Andora leżąca we wschodnich Pirenejach to wysokie szczyty i głęboko wcięte doliny. Średnia wysokość w tym kraju to 1996 m n.p.m!!! Tutaj chciałbym mieszkać…
Obiecałem Dorotce, że gdy wejdę w lata dorosłe, będę startował tylko w lżejszych biegach. Wybrałem więc bieg MITIC-112. Zapisując się na MITIC zakładałem, że bez problemu go ukończę. Mojego spokoju nie zmąciła informacja o 9700 metrach przewyższenia. W końcu w ostatnich 4 latach miałem za sobą UTMB-170, TDS-119,CCC-101, Istria Ultra Trail-110, Dalmacja Ultra Trail-118,Łemkowyna 150, Lavaredo Ultra Trail-120, Ultra Grań Tatr-73 i Niepokornego Mnicha-90.
Dobrze, że pochwaliłem się udziałem w biegu AUTV Ewie Matuszewicz. Dziewczyna przebiegła wiele trudnych biegów ultra. Startowała też w Andorze. Ostrzegała mnie przed MITIC 112 porównując go do UTMB. Dotarło do mnie, że na każde 10 kilometrów trasy trzeba pokonać średnio 900 m w górę i 900 m w dół!!!
Start w Andorra Ultra Trail miał jeszcze coś wyjątkowego. Moja tradycyjna grupa wsparcia składająca się z Dorotki,Gosi, i Józika powiększyła się o kochane wnuki i Kasię. Start marzenie.
Często na górskich biegach organizator funduje biegaczom pierwszy podbieg pod najwyższy w okolicy szczyt. Tak też było w Andorze. Od startu w Ordino (1300 m n.p.m.) ruszyliśmy na szczyt Coma Pedrosa o wysokości 2942 m. Na tym odcinku zaliczyliśmy krótkie obniżenie o około 400 m. To oznaczało,że do wierzchołka urobiliśmy około 2300 metrów przewyższenia. Na odprawie ostrzegano nas przed trudnościami technicznymi w partiach szczytowych Pedrosy. Ja takich nie spotkałem. No, może zaskoczyło mnie strome podejście. Na ostatnich 3 kilometrach pokonaliśmy 880 metrów w górę!
Na wierzchołku było ciemno. Widziałem tylko kontury gór i światła miast. Zbieg ze szczytu początkowo stromy wypłaszcza się. Przez chwilę biegnie się po śniegu wzdłuż małego stawu. Dalej trochę fajnego biegania do momentu osiągnięcia wierzchołka Bony de la Pica, z którego widać w dole przepak w Marginedzie (44 km).
Zbieg do Marginedy jest okropny. Z wysokości 2400m zbiegamy grańkami do przepaku (około 1100 m w dół) do znudzenia pokonując skaliste żeberka, czasem trzeba korzystać z łańcuchów. To znacznie wydłuża zaplanowany czas dotarcia do Marginedy.
Na koniec wypadłem z krzaków wprost na czekającą na mnie grupę wsparcia. Zrobiło się przyjemniej. Z wnuczką zjedliśmy posiłek i w dobrej formie ruszyłem dalej.
Podejście z Marginedy pod pierwsze wzniesienie jest dosyć trudne. Nieco trudniejsze niż wejście na Sławkowski. Początkowo trasa wiedzie lasem. Po 8,5 km i pokonaniu 1550 m przewyższenia osiągamy Coll del Bou. Powinienem napisać doczłapuję do Coll del Bou. Po wyjściu z lasu czekała na mnie rozpalona słońcem otwarta przestrzeń. Patelnia. Wielokrotnie pisałem, że nie toleruję temperatury powyżej 22 stopni. Psycha mi siadła i ja usiadłem. Tak siedzieliśmy 15 minut. Nigdy wcześniej nie siadałem na podejściach podczas zawodów.Straciłem na tym odcinku 2 godziny. Zabrakło mi wody. Nieszczęścia chodzą stadami. Dołączyłem do małej grupy maruderów, z którą dotarłem do punktu odżywczego Illa. Wiadro wody, kilka zup i 2 kawy. Po małym bufeciku – głowa chciała jeszcze a żołądek mówił dosyć – ruszyłem z pełną mocą dalej. Podejście na 2849m.
Na wierzchołku jest chłodniej. Z każdą chwilą poprawiałem tempo biegu. W Grau Roig (73,5 km) Dorotka z Gosią długo czekały na mnie . Niestety Józik z Kasią i dzieciaczkami musieli wrócić do Ordino autobusem. Połączenia autobusowe organizatora to chyba najsłabszy punkt imprezy. Darmowe, ale kursowały z luzem mieszkańców Andory. To spokojni, pracowici, dobrze nastawieni do turystów ludzie. Mają radosne podejście do wykonywanych zadań. Większość na zadawane pytania po angielsku odpowiada w języku hiszpańskim lub francuskim. Wyczytałem, że po wybuchu I Wojny Światowej wypowiedzieli Niemcom wojnę choć nie mieli żadnej armii! Obecnie ich wojsko to kilkunastu żołnierzy. Co ciekawe, w każdym domu mieszkańcy muszą mieć karabin. Jeżeli właściciel nie posiada własnej broni, policja dostarcza ją z zasobów państwowych.
Pisałem już, że alkohol jest tam za centy? Ciekawy kraj!
Pożegnałem się z Gosią i Dorotką. Pobiegłem w noc przez 3 szczyty o wysokościach około 2600 metrów: Pic Maia, Cresta Cabana Sorda i Collada Meners do mety.
W czasie 34.59h przebiegłem z wnukami linię mety. Niesamowite uczucie. Dobiegliśmy z jednej strony na linię start/meta a po drugiej stronie w tłumie biegaczy stała Kasia gotowa do swojego biegu. Kasia startowała w biegu Solidaritrail na dystansie 10 km z przewyższeniem 750 metrów. Brawo! Jak widać na zdjęciach Mia ukończyła dwa biegi. Jeden z Kasią, jeden ze mną.
Byłem na 122 miejscu i zaliczyłem pudło w mojej kategorii. W grupie Veteran 3 byłem trzeci.
- ANDORA ULTRA TRAIL VALLNORD
- bieg : MITIC 112
- 9700 w górę i 9700 w dół
- trasa techniczna, piękna widokowo
- punkty żywieniowe często
- pakiet startowy zadowalający, finiszera znakomity niespotykany w krajowych biegach. koszulka techniczna, kompresy, rękawki, bluza,opaska + drobiazgi
- 397 startujących, 229 ukończyło
- 122 to moja pozycja
- zachęcam do startu w Andorra Ultra Trail Vallnord!!!
Film:
https://youtu.be/V1wIcaIWoyY
https://youtu.be/V1wIcaIWoyY