Nasz ratownik
IMG_2183
Zdzichu
Zdzisław Pomietło, Zdzichu- człowiek gór. Alpinista, narciarz, ratownik górski, uczestnik wyjazdów wspinaczkowych i wypraw w góry Słowacji, Chorwacji, Bułgarii, Węgier, Szwajcarii Saksońskiej, Maroka i w Himalaje Indii oraz turystycznych i skiturowych w polskie Pieniny, Beskid Śląski, Żywiecki, Bieszczady, Sudety, Tatry.
29 maja, 2011

Moja przygoda z górami rozpoczęła się w latach sześćdziesiątych od kilku wycieczek w Beskid Sądecki. Następnie poznałem Pieniny, Beskid Śląski, Żywiecki, Bieszczady, Sudety, Tatry. W 1984 roku wstąpiłem do GOPR Grupa Krynicka, sekcja nowosądecka, gdzie nadal aktywnie działam. Chodzenie po górach stało się moją pasją i ta pasja trwa do dzisiaj. W Tatrach zatrzymałem się  trochę dłużej. Początkowo były to przejścia szlakami turystycznymi tatr polskich i słowackich, następnie wejścia na poszczególne  szczyty. Poważniejsza zabawa zaczęła się w końcu lat siedemdziesiątych po wstąpieniu do Klubu Tatrzańskiego przy PTTK w Nowym Sączu i ukończeniu kursu skałkowego w Dolinie Kobylańskiej. Możliwości  jakie dawał Klub Tatrzański nie satysfakcjonowały mnie. W 1982r. wraz z  moimi kolegami , podczas nielegalnego zebrania , podjęliśmy decyzję dotyczącą założenia Klubu Wysokogórskiego w Nowym Sączu. Przez kilka miesięcy z wielkim trudem tworzyliśmy statut. Dopasowywaliśmy wyrazy, przecinki i kropki, aby spełniał on ówczesne wymagania. Powstanie Klubu Wysokogórskiego zwiększyło możliwości poznawania innych gór poprzez kontakty z klubami w innych krajach europy. Tak wyjechaliśmy wspinać się w rejonie Aktelek  ( góry Bukowe) naWęgrzech. Dwukrotnie wyjechaliśmy do  Szwajcarii Saksońskiej poznając między innymi rejon  wspinaczkowy  Falkenstein, Lokomotive z wspaniałymi piaskowcowymi ostańcam. Wspinaliśmy się w Bułgarii  w górach Riła  (Maliowica , Kukłata, Zły Ząb).

W 1986 nastapiło pierwsze spotkanie z Himalajami, górami znanymi wcześniej tylko z przeczytanych książek. Niezapomniane wrażenie, zauroczenie  wspaniałymi widokami. Doświadczenia górskie zdobyte wcześniej okazały się zbyt małe. Brakowało nam dokładnych map i innych współczesnych gadżetów , aby choć w niewielkim stopniu bezpiecznie poruszać się po Himalajach. Plonem wyjazdu było więc kilka bezimiennych  zaśnieżonych szczytów  (+ – 5000mnp) w rejonie Manali , Darcia.

Spotkanie drugie to rok 1987 maj. Tym razem  Srinagar rejon  Zanskar. Było to w czasach przed globalnym ociepleniem  i przełęcz o tej porze roku ( Zoji La) była nieprzejezdna. Zmianie uległy więc wcześniejsze założenia . Propozycja obejścia nieprzejezdnej przełęczy ( brak terminu otwarcia ) okazała się  wyprawą i zajęła prawie cały planowany czas (23 dni) Wspominam wspaniałe trzy długie, zasypane śniegiem odludne doliny, przełęcze w granicach  pięciu tysięcy metrów a obok trasy przejścia nieco wyższe szczyty  (Chandawari – Matayin). Plonem wyjazdu było kilka nienazwanych szczytów, poznanie nowego rejonu, oraz  doświadczenia w ocenianiu odległości,  gdzie tatrzański kilometr w Himalajach jest jakby „ nieco” dłuższy.

Rok 1988 zaowocował dwoma wyjazdami . Pierwszy to Maroko , Atlas Wysoki . Trasa biegła z Imlil do schroniska Neltnera , a następnie na Toubkal (4167). Toubkal zrobiliśmy drogą normalną oraz wspinając się jego zachodnim żebrem .

Następny ambitny cel to szczyt powyżej 6100 m.w okolicy przełęczy Shingo La  (5090) na  północ od  Darcha .Oczywiście Himalaje! Wyjazd w  rejon Lahaul i Spiti.                                                                        I tym razem Himalaje okazały się silniejsze . Po kilku dniach karawany na drodze podejścia zauważyliśmy posiane tu i tam zamarznięte zwłoki koni , resztki bagażu ,to co pozostało po wracającej z gór wyprawie indyjskiej . Została ona dosłownie zasypana opadami śniegu. Pomimo starań, jednak bez  nadmiernego ryzyka nie udało się zrealizować celu, wyjścia na szczyt sześciotysięczny. I znowu okoliczne szczyciki , przełęcze i do domu . Może to zbyt małe doświadczenie  i determinacja, nieznane rejony , brak w miarę dokładnych map nie pozwoliły, abym wszedł gdzieś wyżej .Pomimo to wyprawy te dały mi trochę doświadczenia, pozwoliły zobaczyć małą cząstkę Himalajów , poznać ludzi, ich kulturę i sposób życia, lepiej poznać problemy związane z poruszaniem się i przebywaniem w górach wysokich.

Nie zostawiłem jednak beskidzkich szlaków i tatrzańskich ścian , wspaniałych wąwozów Słowackiego Raju oraz innych pasm górskich jak w Chorwacji gdzie wspaniałe ściany Aniczy , Debeli Kuk  pozostawiły niezapomniane wrażenia  estetyczne i wspinaczkowe  .

Następną moją pasją są narty, z którymi związany jestem  tak długo jak z chodzeniem po górach . Nie brałem ich ze sobą tylko w Himalaje. Od kilku lat razem z grupą bardzo dobrych znajomych  zaczęliśmy omijać stoki narciarskie i sprawdzamy jak wyglądają zimą szlaki turystyczne i bezdroża Beskidów,  Bieszczad , Pienin i Tatr. Na jednej z takich zimowych skiturowych wycieczek, gdy wiatr i śnieg skutecznie studził ekstremalne zapędy , zatęskniliśmy za ciepłymi górami. Owocem tej tęsknoty był wyjazd do Maroka, w góry Atlas. W 2007r., po dwudziestu latach, znowu odwiedziłem  Marakesz , Imlil, Neltner. Tym razem weszliśmy na Imouzzer 4010 m ,Toubkal  4167m , Toubkal West  4036m ,Timesguida 4089, Ras-n- Ouanoukrim 4083m.Nie powiodło się z braku czasu, wejście na Afella –n-Ounaoukrim 4043m i Akioud 4030m.Dotarłem tylko na przełęcz Tizi Afella 3900m. Na swoje usprawiedliwienie  mam tylko to, iż wyjazd trwał w całości dziesięć dni . Te dwa niezdobyte szczyty zostawiam na później.

Przyszedł rok 2010 i znowu Himalaje. Tym razem Ladakh i miejscowość Leh-  stolica regionu. Inne czasy, inne góry, inni ludzie a mimo to wspaniale. Najpierw powoli jak żółw ociężale okoliczne cztero i pięciotysięczniki . Zjazd rowerem z Kardung la 5340m. do Leh  3500m.  40km  miejscami pełnego luzu i frajdy. I wreszcie  po  osiągnięciu aklimatyzacji przyszedł czas na szczyt  Stok Kangri 6134m. Poddał się, ale nie bez walki. Kilka dni przed przylotem do Leh  niespotykane w tym rejonie burze zniszczyły drogi ,mosty, wodociągi , linie  energetyczne i co tylko spotkały na swojej drodze. W wyższych partiach gór opad śniegu utrudniał poruszanie. Nie przeszkodziło nam  to jednak  w osiągnięciu celu- zdobycia sześciotysięcznika. Można było spokojnie wracać do domu, aby po odpoczynku planować ciąg dalszy.